Fotografia reporterska od kuchni

Fotografia
07.05.2020

Fotografia reporterska, jest czymś co lubię najbardziej w fotografii. Lubię łapać dynamiczne chwile, zatrzymywać soczyste skoki w locie, czy te wszystkie niepozowane, pozorne czułostki jeźdźców do dosiadanych koni. Przy takim ukazywaniu sportu, wydaje mi się to najbardziej prawdziwe, nie stylizowane i o wiele bardziej wartościowe niż wszystkie kreowane sesje w polu rzepaku, maku, w sukni ślubnej na dębującym koniu.
No dobra, dość o mnie – chcąc bawić się w reporterkę… Od czego zaczynamy? Przede wszystkim: Dla kogo wykonujemy zdjęcia?

Dla siebie

Idziemy sobie na zawody, siadamy przy parkurze i ot cykamy co nam się pod obiektyw nawinie. Znajomi, nieznajomi – ważne by był koń. Tu mamy 100% dowolności. Ewentualne pretensje, gdy znany zawodnik prosi nas po zawodach o jakieś swoje fotki, a ich po prostu nie posiadamy, możemy mieć tylko do siebie.
Warto przed zrobieniem pierwszego zdjęcia zastanowić się, do czego nam posłużą przyszłe fotografie.

Dla organizatorów

Mamy zlecenie, wykonania reportażu na stronę internetową / social media organizatora. O czym warto pamiętać?
Że organizatora nie obchodzą nasze upodobania personalne co do zawodników. On chce przede wszystkim móc pochwalić się w Internecie nagrodami, osobami, które udało mu się ściągnąć oraz sponsorom, by na następne zawody dali jeszcze więcej funduszy.
I tu uwaga merytoryczna: w kadrach zawieramy całe przeszkody, z widocznymi reklamami sponsorskimi oraz, w miarę możliwości – pełnymi trybunami. Unikamy za to ciasnych pionowych kadrów – paradoksalnie, zawodnicy są tu na drugim planie. Bardzo pożądane są tu ceremonie dekoracji – zdjęcia wygranych wraz ze sponsorami wręczającym nagrody. (Osobiście – nienawidzę tego momentu, ale o tym kiedy indziej) Z czysto technicznego punktu widzenia – faza skoku czy dobry moment galopu tutaj nie są aż tak ważne, nie mniej – mile widziane.

 

Dla zawodników

Czyli po prostu robimy zdjęcia konkretnej pary/par w możliwie największej ilości. Zarówno z parkuru jak i rozprężalni – wszystko zależy od początkowych ustaleń. Tu już chcemy pokazać możliwie najkorzystniej zarówno konia jak i zawodnika. Wszelkie ‚kraksy’, zgrzyty, posyły z łokcia odpadają. Chyba, że w formie zdjęć nie liczonych do puli zdjęć płatnych, jako ciekawostki wysyłane tylko zainteresowanym. W mojej opinii należy o tym pamiętać. Dlaczego? Ano dlatego, że taki zawodnik, wybierając nas, a nie innego fotografa oczekuje od nas chłodnego profesjonalizmu, a nie nagonki czy oceniania czy założył ochraniacze pod kolor czapraka.
Skupmy się więc na wyraźnych fotach, w dobrej fazie skoku, gdzie koń jest w najwyższym punkcie paraboli lotu, lub na korzystnej fazie galopu. Ważne by w kadrach były widoczne wszystkie nogi. Banery i same przeszkody nie są aż tak niezbędne, więc tu ciasne kadrowanie czy dynamiczne fazy będą jak najbardziej pożądane.

 

Garść technicznych i wizualnych rad:
Prosty horyzont

Nic mi tak nie psuje odbioru, nawet dobrych jakościowo zdjąć, jak lecący w którąś stronę horyzont, który przekłamuje perspektywę. Oczywiście, można bawić się linią horyzontu, jak choćby np. Oliwia Chmielewska, która moim zdaniem jest mistrzynią w tego typu zdjęciach, jednak jest to umiejętność, której uczymy się z czasem. Nie warto od razu kłaść sobie samemu kłód po nogi.

Faza skoku / galopu

Po czym poznać, że fotorelację z zawodów robił laik? Ano po tym, że zdjęcia są w przypadkowych, fazach, jeźdźcy wiszą na koniach dopiero odbijających się do skoku, a galopując ‚stoją’ na jednej nodze. Serio.

Tło

W fotografii reporterskiej uchodzi za czynnik, na który nie mamy wpływu. Bo nie mamy. Ale jeśli przesunięcie się 2 metry w prawo uchroni nas od posiadania w tle pięknego żarówiastego toi-toi’a, który będzie ‚zabierał’ całe zdjęcie, to chyba warto po prostu poszukać innej miejscówki. W miarę możliwości unikamy żarówiastych punktowych rozpraszaczy, czy mało eleganckich rusztowań.

Zdjęcia pod słońce

Zachodzące słońce i kwiecisty parkur są piękne, to prawda. Jednak nie każdy sprzęt poradzi sobie z ilością światła, jeśli uprzemy się na ‚full-artistik’ foty pod słońce. Mierzmy siły na zamiary, niestety to co widzimy live, i potem na ekranie komputera to dwa inne światy.

Foty o niczym

Nie przesadzamy z ilością detali czy zbliżeń. O ile kilka zdjęć spoza parkuru jest fajnych. Zawodnicy, fajnie wykonane makro nagród, ładna sceneria w pobliskim lesie czy food-track, który specjalnie przyjechał na to wydarzenie, o tyle ciągnące się w nieskończoność foty pieska, kotka, linki, drąga, czapki z daszkiem, bez daszka – są po prostu nudne i nic nie wnoszące.

Absolutnie niedozwolone, wieśniackie i mało profesjonalne jest przesadzanie ze wszelkimi zgrzytami.

Upadki jeźdźców, koni i jeźdźców, zbliżenia na patenty, ostrogi i inne ‚narzędzia tortur’. No chyba, że jesteśmy jaśnie oświeconymi naturalsami, którzy szukają poklasku dla swych zdjęć z „rozdziawionymi pyszczkami biednych konisi”.
Fotografia reporterska to tak naprawdę nie łatwy kawałek chleba. Pokazując takie zdjęcia, kreujemy niejako wizerunek danego zawodnika. Zdjęcie to jest ułamek sekundy, mikry wycinek chwili. Jako fotografowie musimy o tym pamiętać – ludzie oglądający – niekoniecznie.

Fotografia reporterka to główne moje fotograficzne zajęcie, toteż w moim portfolio fotografia można znaleźć całkiem sporo różnych imprez jeździeckich, które miałam przyjemność fotografować.

 

Jak to wszystko pogodzić? Na początku może być lekko… chaotycznie 😉 Jednak z biegiem czasu i ilością obfotografowanych imprez wypracujemy sobie pewien schemat działania, dzięki któremu zarówno zdjęcia dla zawodników, organizatorów i nas samych będą dobre.
Fotografując sopockie CSIO już od ładnych kilku lat, wiem już gdzie jak i kiedy stanąć by kadry był dobre. Przeważnie dzień przed pierwszym konkursem dostaję rozpiskę przeszkód sponsorskich oraz ułożenie band reklamowych na parkurze. Plus spis patronatów poszczególnych konkursów. Dzięki temu wiem, jakie przeszkody w danym dniu będą kluczowe i nad jakimi najlepiej łapać zawodników. Robiąc zdjęcia na zamówienie zawodników dobrze jest mieć listy startowe każdego konkursu – nie przegapimy wtedy żadnego startu. Zwłaszcza w przypadku, gdy dany zawodnik ma kilka dni w różnych konkursach.

 

Spodobał Ci się ten post? Będzie mi bardzo miło, jeśli go udostępnisz! :-)